bilety teatr Warszawa

„Shirley Valentine” – kultowy monodram Krystyny Jandy ma 30 lat

„Shirley Valentine” to kultowy monodram Krystyny Jandy. 3 listopada 2020 roku mija 30 lat od premiery spektaklu, który wciąż przyciąga tłumy widzów.

„Shirley Valentine” wystawiono po raz pierwszy w Liverpoolu , w Everyman Theatre w 1986 roku. Cztery lata później spektakl – z Pauline Collins w tytułowej roli – wystawiono na Broadway’u.

Sztukę „Shirley Valentine” napisał w 1986 roku Willy Russell – angielski dramaturg, autor scenariuszy filmowych i telewizyjnych. Willy Russell jest również autorem teatralnego przeboju „Edukacja Rity”, którego polska prapremiera odbyła się w warszawskim Teatrze Ateneum w 1986 roku. W spektaklu, w roli głównej wystąpiła wtedy Krystyna Janda.

Willy Russell w wieku 15 lat porzucił szkołę i został damskim fryzjerem. Godziny spędzone na rozmowach z klientkami w zakładzie fryzjerskim, pozwoliły mu dobrze poznać świat kobiet – ich problemy, radości, relacje małżeńskie. Te opowieści, anegdoty klientek, Russell wykorzystywał potem w swoich sztukach.

Shirley Valentine

„Shirley Valentine ” w Teatrze Powszechnym, Fot. mat. Teatru Powszechnego

Tytułowa Shirley marzyła kiedyś, żeby zostać stewardessą. Od lat wiedzie jednak życie kury domowej. Jej obowiązkiem jest codzienne gotowanie mężowi obiadu. Czekając na powrót jego z pracy, Shirley rozmawia z kuchenną ścianą, popija wino i wspomina swoje marne życie. Pewnego dnia, dostaję propozycję od przyjaciółki wyjazdu do Grecji. Po długich przemyśleniach postanawia odmienić swoje szare dni. Czterdziestolatka postanawia wyjechać w podróż, która odmieni jej życie.

Krystyna Janda będąc w ciąży z synem postanowiła przygotować spektakl, żeby się „nie nudzić”. Wiele osób odradzało aktorce występ w tej mało ambitnej, bulwarowej sztuce. Krystyna Janda postanowiła jednak wcielić się w rolę kury domowej. Reżyserii przedstawienia podjął się Maciej Wojtyszko – autor sztuk, pisarz, który kilka lat później wyreżyserował telewizyjny hit „Miodowe lata”. Świetnego tłumaczenia sztuki dokonała Małgorzata Semil.

Polska prapremiera monodramu „Shirley Valentine” odbyła 3 listopada 1990 roku na małej scenie warszawskiego Teatru Powszechnego. Szybko jednak spektakl przeniesiono na dużą scenę, bo widownia małej sceny, nie była w stanie pomieścić widzów, którzy chcieli przedstawienie obejrzeć.

Aktorka w peruce, płaszczu, w scenicznej kuchni, obiera ziemniaki, smaży „prawdziwe” jajka sadzone, pije wino i rozmawia z kuchenną ścianą. Co ciekawe, przez tyle lat aktorka obrała pewnie z tonę ziemniaków.

Shirley Valentine

„Shirley Valentine” w Teatrze Powszechnym, Fot. mat. Teatru Powszechnego

Spektakl zebrał dobre recenzję. Krytycy podkreślali, że aktorce udało się nadać temu monodramowi sens i głębie, że Krystyna Janda ma „doskonałe wyczucie sceny i widza”.

W wywiadzie, reżyser spektaklu mówił, że: „sztuka doskonale trafia w problemy polskich kobiet, które czują się zabiegane i samotne”.

Ta gorzka, ironiczna komedia o życiu zwykłej kobiety, szybko stała się przebojem sceny przy ul. Zamoyskiego. Bilety sprzedawały się na spektakl, jak „ciepłe bułeczki”, a widownia dziękowała Krystynie Jandzie po spektaklu owacjami na stojąco. Widzami tego spektaklu – w dużej mierze – były kobiety w różnym wieku. Czasem na spektakl przychodziły ze swoimi mężami, chłopakami, których Shirley bawiła, wzruszała. Zdarzało się, że przedstawienie mężczyzn wściekało. W końcu, tyle Shirley w swoim monologu na nich narzeka

Popularność monodramu Krystyny Jandy „Shirley Valentine” w Warszawie, sprawiła, że spektakl zaczął dostawać zaproszenia od innych scen. Aktorka swój monodram wielokrotnie pokazywała na polskich scenach oraz dla Polonii, m.in. w Nowym Jorku, Toronto, Sydney, Londynie.

shirley Valentine

„Shirley Valentine” w 1995 roku, Fot. archiwum KJ

Ze spektaklem wiąże się wiele anegdot.

Przed premierą aktorka miała poważny wypadek samochodowy. Na szczęście aktorce nic się nie stało, a  premiera odbyła się w terminie.

Kiedyś w Nowym Jorku, nie doleciała na czas dekoracja. Aktorka była gotowa zagrać spektakl z krzesłem i przypadkowym stołem znalezionym w kulisach. Wszystkie inne czynności Krystyna Janda miała wykonywać, pozorując obecność rekwizytów.

Aktorka kiedyś zagrała spektakl dwa razy jednego dnia w sali Opery Poznańskiej. To dla samotnej aktorki na scenie, mówiącej, a nie śpiewającej, olbrzymi wysiłek. Na każdym ze spektakli było tysiąc osób, które się śmieją i wzruszają. Te emocje widzów, Krystyna Janda, czuła na widowni. Po spektaklach, aktorka, ze wzruszenia, rozpłakała się w garderobie.

W grudniu 2001 roku w Teatrze Powszechnym, odbył się 400 pokaz „Shirley Valentine”. Po spektaklu od anonimowych darczyńców artystka dostała… 400 euro w bilonie.

400 pokaz „Shirley Valentine”. Dyrektor Teatru Powszechnego Krzysztof Rudziński i Krystyna Janda, Fot.archiwum KJ

Przez te lata od premiery, przedstawienie stało się fenomenem socjologicznym. Są fanki, które widziały spektakl trzydzieści razy. Kobiety po obejrzeniu przedstawienia, zmieniały swoje życie. Przychodziły do Krystyny Jandy, że tym monodramem, aktorka dała im bodziec do porozmawiania z partnerem albo do odejścia od męża. Na spektakl przychodziły grupy terapeutyczne wysyłane przez psychologów. Na Wydziale Socjologii UW powstała nawet praca na temat fenomenu tego przedstawienia.

Zobacz: „Shirley Valentine” w Teatrze Polonia. Recenzja

Po otwarciu Teatru Polonia, Krystyna Janda chciała, aby ten spektakl, mógł być grany w jej teatrze. Widzowie wciąż pytali, kiedy będzie można ten kultowy monodram zobaczyć. Szefowej Teatru Polonia udało się odkupić prawa producenckie od Teatru Powszechnego.

Premiera „Shirley Valentine” w Teatrze Polonia

15 grudnia 2005 roku odbył się pierwszy pokaz „Shirley Valentine” na scenie Teatru Polonia. Przedstawienie do dziś utrzymuję się w repertuarze sceny. Monodram grany jest wtedy, kiedy inni aktorzy są zajęci, i nie można zagrać innych tytułów. Bilety na spektakl sprzedają się w ciągu kilku godzin. A dochód z przedstawienia, pozwala – w jakiejś części – realizować bieżące, finansowe potrzeby prywatnej sceny, jaką jest Teatr Polonia, która utrzymuje się tylko z biletów.

„Shirley Valentine” i musical „Metro” (w styczniu też minie 30 lat od premiery „Metra” – zagrano 2.5 tysiąca spektakli.)  – to w tej chwili najdłużej grane tytuły na warszawskich scenach.

shirley

„Shirley Valentine” w 2007 roku

Kilka lat temu, na jednym z jubileuszowych spektakli „Shirley Valentine”, udział wzięli widzowie, którzy na scenie, mówili fragmenty monodramu. Było dużo zabawy i śmiechu.

Zobacz: Teatr Polonia od kulis

Pomimo zagrania ponad tysiąca pokazów monodramu, Krystyna Janda, nie czuję się znudzona tą rolą. Nadal ma wielką przyjemność wcielania się w Shirley. Bawi się tą rolą, spektaklem. Przedstawienie się zmieniało, na tyle na ile zmieniała się przez te lata aktorka. Shirley zmieniała się razem z życiowym doświadczeniem Krystyny Jandy.

Fot. Adam Kłosiński

KRYSTYNA JANDA O SPEKTAKLU:

„Shirley, to już nie rola, to przyjaciółka, to szczęśliwe godziny spędzone na scenie (…) kłaniając się, dziękowałam losowi za ten tekst i tę rolę, że postawił na mojej drodze, która mi i publiczności dała tyle radości (…) ta skromniutka dekoracja, lekko zapyziała, właściwie żałosna, rekwizyty, które przejechały ze mną całą Polskę, cały świat, poczciwy szlafrok męża, szklanka, łóżko plażowe, dzbanek (…) Teatr skromny, ubogi byle jaki. A jednak. Ciekawe, jak długo to będę grała? (…) Gram to tyle lat, w deszczu, zimą, latem, zmęczona, wypoczęta, tuż przed porodem i na różnych etapach mojego życia. Tyle wspomnień związanych z tą rolą (…) Najzabawniejsze jest to, że i mnie ten tekst i ta kobieta, którą gram, śmieszy i wzrusza nieodmiennie, za każdym razem. A może to kabotynizm? Lubię to grać jak diabli!”.

„Shirley Valentine” w 2020 roku

****

Jak się zmieniała Krystyna Janda w tym spektaklu i samo przedstawienie, możecie zobaczyć oglądając zdjęcia zamieszczone w artykule.

Maciej Łukomski

 

Jedna odpowiedź do “„Shirley Valentine” – kultowy monodram Krystyny Jandy ma 30 lat”

  1. Anonim pisze:

    Szanowny Panie,
    wymieniając wszystkich zaangażowanych w powstanie kultowego spektaklu (wspaniałą aktorkę, reżysera, dwie instytucje, które za nią stały, czyli Powszechny i Polonia oraz, naturalnie, autora) pominął Pan, jak wielu, niestety, że utwór ten nie był napisany po polsku. Ktoś go musiał wyszukać, w tamtych czasach także zdobyć egzemplarz (co wcale nie było łatwe), a potem go przetłumaczyć. Jak wiadomo, tłumaczyć każdy może – tak jak i śpiewać – tyle że rezultaty bywają różne. Weźmy najprostszy z najprostszych przykład z tej właśnie sztuki. Powtarza się w niej, mocno ogrywana fraza – „Paszport, bilet, pieniądze” -trzy słowa, z którymi poradzi sobie Google czy nawet turysta all-inclusive. A gdyby je poprzestawiać, np „bilet, pieniądze, paszport” – sens byłby ten sam, tylko jak by to brzmiało?
    Ale do rzeczy. Wielu recenzentów, podobnie jak Pan, a także – niestety czasem i teatry – ignorują to, że mają do czynienia z materiałem literackim stworzonym przez autora dzieła oryginalnego, ale przefiltrowanym, zinterpretowanym – lepiej lub gorzej – przez tłumacza. Nie jest tak, że konia kują, a żaba nogę podstawia. Tłumacz jest i powinien być traktowany jako współtwórca dzieła teatralnego – co piszę w imieniu wszystkich moich koleżanek i kolegów tłumaczy utworów dramatycznych.
    Z poważaniem
    Małgorzata Semil
    P.S. Moją ulubioną recenzją z Shirley Valentine jest ta, której autorka stwierdziła, że „sztuka jest napisana wspaniałym, współczesnym językiem” – tyle że nawet w stopce nie podała mojego nazwiska.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.