bilety teatr Warszawa

Beata Biały: „Kora była pięknym, bogatym wewnętrznie człowiekiem”

Beata Biały, fot. W. Biały

Kora – legendarna wokalistka Maanamu. Charyzmatyczna, drapieżna, odważna, silna kobieta, która wiele w życiu przeszła. Niezwykła artystka i poetka, która stworzyła ponadczasowe teksty piosenek, które zostały w ludziach. Utwory przez nią wykonywane, chwytają za serce, kolejne pokolenia Polaków. Właśnie ukazała się biografia Kory „Słońca bez końca” Beaty Biały.

Dlaczego wybrała Pani na bohaterkę swojej kolejnej książki akurat Korę? 

Bo była Korą. Wielką, zjawiskową, nieodgadnioną, niepodrabialną. To taka bohaterka, w której łatwo można się zakochać. A ja tego zakochania w postaci, z którą spędzam czas potrzebuję. Muszę się zachwycić. A Kora mnie zachwyciła. Ale to nie ja ją wymyśliłam na bohaterkę mojej kolejnej książki. To Dom Wydawniczy Rebis, a dokładnie wydawczyni Magdalena Chorębała zapytała, czy napisałabym dla nich biografię Kory. Cóż to za pytanie! Nawet się nie zastanawiałam.

Oczywiście byłabym hipokrytką, gdybym teraz na użytek wywiadu powiedziała, że byłam największą fanką Kory. Bo nie byłam. Nawet ze zdumieniem przyglądałam się mojej koleżance, która z pewnością nią była. Ubierała się jak Kora, zachowywała się jak ona, no i oczywiście słuchała tylko Maanamu i Kory. Tak naprawdę twórczość Kory, jak i ją samą odkryłam podczas pracy nad książką. Właściwie odkrywałam ją powoli każdego dnia, zakochując się w niej coraz bardziej. Zanim zabrałam się za pisanie, wiedziałam jedynie, że jest niezwykła, że to kobieta, która zostawiła po sobie ślad.

Kora wyprzedzała czas o pokolenia, przecierała obyczajowe szlaki. Kiedy my marzyłyśmy o odwadze, niezależności, bezkompromisowości i wolności, ona niosła te wartości jak sztandar. Wiedziała, że jest inna niż kobiety jej pokolenia. Różniła się, jak różnić się mogą od ludzi boginie.

Na bohaterki swoich książek wybiera Pani kobiety wzbudzające skrajne emocje – Agnieszka Osiecka, Kora. Czy jest coś, co łączy te dwie wybitne osobowości, artystki?

Ma pan rację. Rzeczywiście lubię kobiety wyraziste, które nie przechodzą przez życie niezauważone. Które dokonują nieoczywistych wyborów, mają rysy na życiorysach, a jednocześnie talent, a nawet powiedziałabym geniusz, do pozazdroszczenia. Lubię zastanawiać się nad ich życiem, analizować wybory i dużo się od nich uczę.

Zobacz: Beata Biały: „W piosenkach Agnieszki Osieckiej odnajdujemy swoje historie

Czego się nowego Pani dowiedziała o Korze, pracując nad jej biografią?

Pracując nad książką, zawsze tworzę klimat, zanurzam się w głąb bohaterki, słucham piosenek, czytam wszystko, co powiedziała lub napisała. Tak było i z Korą. Żyłam w jej świecie kilka miesięcy i byłam coraz bardziej zaskoczona tym, jak okazała się inną od wyobrażeń o niej. Tworzyła wizerunek silnej kobiety, która wie, czego chce i umie po to sięgać, która nie boi się głośno wyrażać swego zdania, która nie boi się żyć po swojemu, a na scenę wdziera się i porywa publiczność. Taka kobieta z żelaza. Tymczasem Kora w opowieściach jej przyjaciół i bliskich to kobieta delikatna, krucha, czuła, troskliwa i opiekuńcza. Najlepiej określiła to jedna z jej przyjaciółek Hanna Bakuła: „Pamiętam, jak kiedyś przyszła w takiej spódnicy, właściwie to nie była spódnica, tylko opaska na biodra ze skóry. Wyglądała niesamowicie. Jakby była z żelaza, a przecież była z tiulu. Tylko publicznie była twarda”.

Na czym – według Pani – polegał fenomen Kory?

To samo pytanie zadałam moim rozmówcom. Anna Dymna powiedziała: „Pół wieku pracuję z artystami i choć może nie czuję się ekspertem, często wiem, na czym polega to, że ktoś jest wybitny. Po prostu ma „to coś”, czyli niezwykłą, wyrazistą osobowość. Wiarygodną i niepowtarzalną. Talent to czasem za mało. Znam wielu utalentowanych artystów, a mimo to czegoś im brakuje. Tym czymś była przepełniona Kora”.

Z kolei Mateusz Labuda, który przez dwadzieścia lat był jej menedżerem powiedział, że fenomen Kory polegał na bezkompromisowości i sile charakteru. Na tym, że była bardzo naturalna. Kora odniosła sukces w Opolu w 1980 roku, gdy miała trzydzieści lat i była już dojrzałą, świadomą siebie i świata kobietą, niezwykle emocjonalną i niesamowicie rozwiniętą intelektualnie. Była wybitną poetką, szczerą, piszącą osobiste teksty odnoszące się do jej życia. „Znakomite teksty Kory to lustro jej duszy” – powiedział, a spędzał z nią przecież całe dnie.

Marek Niedźwiecki z kolei, zapytany o fenomen Kory, odpowiedział, że jeśli miałby wymienić trzy największe muzyczne nazwiska w Polsce, byłyby to: Czesław Niemen, Marek Grechuta i Kora. Wyjaśnił, że fenomen tych utworów polega na tym, że Kora z Markiem rozumieli się bez słowa, nawet wtedy, gdy już nie byli parą. Wciąż byli genialną parą autorsko-kompozytorską, świetnie się wyczuwali. To było niesamowite, bo potem, kiedy już przestali razem pracować, to ani Marek, ani Kora nie zbliżyli się do tego ideału. I ja się z nimi zgadzam. Kora była kosmitką. Pisała tak, jak mało kto. Podczas pracy nad książką odkryłam, wiem, że dość późno, młodego genialnego wykonawcę Ralpha Kamińskiego. Nagrał płytę z piosenkami Kory w nowych aranżacjach. W jego wykonaniu jeszcze bardziej doceniłam słowa, które napisała Kora. To chyba zresztą Magdalena Środa powiedziała, że gdyby oddzielić muzykę piosenek od Kory, to okazałoby się, że teksty są czystą poezją. Ale to za mało powiedziane. Kora była pięknym, bogatym wewnętrznie człowiekiem. Tylko z głębokiego wnętrza, potarganego, mogą powstawać takie teksty.

W książce rozmawia Pani z rodziną, współpracownikami i przyjaciółmi wokalistki Maanamu. Która z tych rozmów najbardziej zapadła Pani w pamięć?

Myślę, że to nie będzie zaskoczenie, gdy powiem, że z Mateuszem, jej pierworodnym synem. Niezwykle mądry, młody mężczyzna, który w bardzo zwyczajny sposób, bez egzaltacji, ale też martyrologii, opowiadał o sławnej mamie. Czułam wielką miłość, która ich łączyła. I wiedziałam, że mimo trudnych dróg, jakie przeszli, to chłopak wychowany miłością matki. Bo skąd by się taki wziął? Skromny, czuły, ciepły, dobry. Wzruszyła mnie nawet jego decyzja o wyborze studiów. Bo Mateusz skończył dietetykę, jest obecnie bardzo zajętym specjalistą od diet, ale nie tylko odchudzających, co jest modne, ale też zdrowotnych. Zresztą to z powodu choroby matki, postanowił obrać ten kierunek, chciał jej pomóc. Druga rozmowa to z marszałkiem Ryszardem Terleckim, który był pierwszą wielką miłością Kory. Bardzo ciepło opowiadał nie tylko o niej, ale też o ruchu hipisowskim, który wtedy wkroczył do Polski, a on był jego największą, dziś powiedzielibyśmy, gwiazdą.

Zobacz: „A planety szaleją…(Młodzi w hołdzie Korze)” w Teatrze Współczesnym. Recenzja

Z książki wyłania się obraz Kory, która miała dwa oblicza. Z jednej strony była osobą bezkompromisową, mówiącą prawdę w oczy. Z drugiej strony była osobą niezwykle towarzyską, lubiącą pomagać, wyczuloną na potrzeby drugiej osoby. Jak Pani myśli jako psycholog, skąd u niej tak dwa różne oblicza?

Astrolog powiedziałby, że taka huśtawka jest typowa dla Bliźniaka. Sama jestem spod tego znaku i doskonale rozumiem Korę. U niej w dużej mierze wpływ miało na to trudne dzieciństwo. Taki dualizm charakterystyczny jest według badań psychologicznych dla osób, które w dzieciństwie doświadczały molestowania, prześladowania czy odrzucenia, a także rozłączenia z opiekunami, z którymi wiązały ich silne więzi emocjonalne. Przez to też Kora była niedefiniowalna, nie dało się ją zamknąć w żadne ramy.

Przyjaciel lubili te jej zmiany, nastroju, poglądów, decyzji. Monika Jaruzelska przyznała, że podobał jej się bliźniacza natura Kory: „Z jednej strony była awangardową artystką, niezależną osobą, która paliła trawę, a nagle odzywała się w niej czuła opiekunka: „Aniele mój, a głodna jesteś może? Chcesz, gołąbki ci zrobię?”. Gołąbki! A przecież wiem, że są pracochłonne i czasochłonne. Na to Kora nigdy nie szczędziła czasu”.

Beata Biały, fot. W. Biały

Kora jest przykładem osoby, która pomimo trudnego dzieciństwa (śmierć matki, pobyt w sierocińcu, gdzie była bita, molestowanie seksualne przez księdza) osiągnęła niebywały sukces, który potrafiła unieść, pomimo złych doświadczeń. Wielu artystom to się nie udaje, jak np. Whitney Houston czy Michaelowi Jacksonowi. W czym tkwiła jej siła, że nie poddała się autodestrukcji?

Kora przede wszystkim nigdy nie była uzależniona. Jasne, popalała trawę, miała epizody depresyjne, któż ich nie ma, za sobą traumatyczne dzieciństwo, ale zachłanność na życie była w niej jednak największa. Może to, że swoje życie trzymała w ryzach wynika też z trudnego dzieciństwa – nie miała wyjścia, jeśli chciała być kimś, musiała być silna. Nie wychowała się jak Whitney czy Michael Jackson w rodzinach, które w gruncie rzeczy były trampoliną do sukcesu. Ona musiała na ten sukces ciężko zapracować.

I trzecia, jak sądzę, rzecz, która miała na to wpływ – stabilizację w miłości. Kora stworzyła z Kamilem stabilny, choć przecież burzliwy związek. Ale kochali się nad życie i dawali sobie nawzajem ogromne poczucie bezpieczeństwa. Byli parą symbiotyczną – a to solidny fundament dla rozedrganych emocji artysty. Whitney miała wszystko poza miłością i szczęściem. Z pewnością taką latarnią morską, która wskazywała jej drogę do portu po każdej podróży byli też synowie i niezawodni przyjaciele. To osadzenie Kory w życiu rodzinnym było kluczowe.

Zobacz: Whitney Houston: Piękna, sławna i nieszczęśliwa

Czym Pani imponuje Kora?

Odwagą. Miała odwagę żyć po swojemu, mówić to, co myśli. Kora nigdy nie dała się uwikłać w żadne układy, które – dla iluzorycznej korzyści – wiązałyby jej ręce. Marek Niedźwiecki wspomina, jak w latach 80. w Polskim Radiu było przez jakiś czas embargo na utwory Maanamu: „Nagle dostaję telefon od dyrektora Legowicza, że musimy wykasować Maanam z Listy przebojów Trójki. Okazało się, że Kora nie chciała wystąpić w Sali Kongresowej dla przyjaciół ze Związku Radzieckiego. Były aż trzy utwory na Liście! To tylko tango rozpoczynają charakterystyczne werble. I kiedy dochodziłem do miejsca, które zajmował utwór Maanamu, grałem werble, nie mówiąc, że to Maanam”. Żyła jak chciała, kochała jak chciała. Nie liczyła się z opinią innych, konwenansami, z tym „co ludzie powiedzą”. Jej życiowe wybory jednych gorszyły, u innych budziły zazdrość. I zawsze podlegały ocenie.

Które utwory Kory i Maanamu najbardziej sobie Pani ceni?

Najbardziej lubię, bo cenię wszystkie, piosenkę „Po prostu bądź”. Myślę, że to utwór, który powinien być przesłaniem na obecne czasy, w których wszystko podlega ocenie: „Nie oceniaj mnie/ Ani dobrze ani źle/ Po prostu bądź, po prostu bądź i patrz”.

Rozmawiał: Maciej Łukomski

BEATA BIAŁY– dziennikarka, psycholożka, autorka bestsellerowych książek, m.in. biografii „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”. Od wielu lat kreśli w swoich wywiadach i artykułach portrety niebanalnych ludzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.