bilety teatr Warszawa

Mikołaj Roznerski: To, w jakim miejscu w życiu jestem dzisiaj, zawdzięczam sobie

Mikołaj Roznerski portret

Mikołaj Roznerski, fot. mat. prasowe aktora

MIKOŁAJ ROZNERSKI – to najgorętsze nazwisko tegorocznych wakacji. Za nami, czerwcowa premiera „Pięknej Lucyndy” w Teatrze 6. piętro, w której aktor zagrał jedną z głównych ról. Na początku lipca na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach, aktor odcisnął swoją dłoń na Alei Gwiazd. Na ekrany kin wszedł właśnie film „Fighter”, w którym Mikołaj zagrał boksera – celebrytę Marka „Pretty Boy” Chmielewskiego. W wyjątkowym wywiadzie, Mikołaj opowiedział m.in. o pracy przy filmie „Fighter”, „gwiazdorzeniu” i swojej relacji z synem.

Maciej Łukomski: Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas pracy na planie „Fightera”?

Mikołaj Roznerski: Mało czasu na przygotowanie roli. Na początku odmówiłem zagrania w „Fighterze”, ale chęć nowych wyzwań sprawiły że przyjąłem te rolę. Na przygotowanie się do filmu miałem sześć i pół tygodnia. Aby wcielić się wiarygodnie w rolę boxera trenowałem trzy razy w tygodniu pod okiem doświadczonego trenera. Nawiasem mówiąc, Sylvester Stallone do pierwszej części filmu „Rocky” przygotowywał się trzy lata.

Podobno miałeś nocą koszmary, że nie podołasz roli?

Tak (śmiech). Bałem się, że nie zapamiętam choreografii bokserskich. Miałem chwilę załamania, że nie idą mi te walki, że nie mam tego „luzu”, który powinienem mieć na ringu. Wkurzałem się, bo ciągle było za mało czasu na treningi. Miałem w tym czasie przecież też inne zobowiązania zawodowe. Rozpocząłem m.in. próby do spektaklu „Piękna Lucynda”, a tutaj przecież trzeba było jeszcze zrobić „kratę na brzuchu” (śmiech). Czasem brakowało na to siły, żeby to wszystko pogodzić. Ale dałem radę, bo zależało mi na tej roli. W końcu przecież jestem fighterem (wojownik z ang – przyp. red.), (śmiech).

Fot. mat. prasowe kino Świat

Film „Fighter” ma podtytuł ”walcz o to, co kochasz”. Zdarzyło Ci się w Twoim życiu walczyć o to, co kochasz?

Wielokrotnie mi się to zdarzało. W swoim prywatnym życiu walczyłem przede wszystkim o tych, których  kocham, czyli o moich bliskich. Staram się z nimi spędzać jak najwięcej czasu i o nich dbać.

MIKOŁAJ ROZNERSKI O POCZĄTKACH KARIERY

Po szkole aktorskiej pracowałeś w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Potem przeprowadziłeś się do Warszawy. Był to czas, kiedy nie miałeś propozycji aktorskich, i aby się utrzymać rozdawałeś ulotki pod warszawską Rotundą. W filmie „Fighter” z ust bohatera, którego grasz pada zdanie: „Nazapierdalałem się w życiu, żeby być w tym miejscu, w którym jestem”. Masz poczucie, że od tamtego czasu, kiedy stałeś z ulotkami, sporo osiągnąłeś, czy masz uczucie niedosytu?

To zdanie sam wymyśliłem na potrzeby filmu. Chciałem, żeby relacja tych dwóch bohaterów była zbliżona do prawdy. W filmie spotyka się dwóch przyjaciół i walczy o swoją tożsamość. Jeden drugiemu coś kiedyś zazdrościł. Opowiedziałem historię z swojego życia podczas zdjęć, i zaproponowałem, aby poprowadzić relacje w te stronę. To, w jakim miejscu w życiu jestem dzisiaj, zawdzięczam wyłącznie sobie. Wiem, że są osoby, którym się to nie podoba, ale nie da rady wszystkich zadowolić. Taki zawód sobie wybrałem, że jestem ciągle oceniany. Nie zgadzam się na hejt. Doceniam natomiast konstruktywną krytykę.

Fot. mat. prasowe kino Świat

„Fighter” to ociekający testosteronem sportowy film akcji: box, mafia, kobiety, szybkie samochody. A Ty na jakich się wychowałeś filmach akcji?

Moim ulubionym serialem był „MacGyver”. Pamiętam, że moją nagrodą za wyczyszczenie pieca (śmiech), było obejrzenie „MacGyvera”. Jak wyszedł na kasetach video „Rocky”, to miałem całą półkę ze wszystkimi jego częściami. Lubię takie filmy, jak „Transporter” czy „Terminator”. Te obrazy to taka „zabawa dla dużych chłopaków”. Ten gatunek filmów, zawsze mnie pociągał. Lubię też kino sensualne – filmy Patrice Chéreau czy François Ozon.

Bohater, którego grasz w „Fighterze” lubi „gwiazdorzyć”. A ty miałeś w swojej karierze taki moment, że Ci „sodówka” odbiła?

To, w jakim miejscu jestem teraz w życiu, zawdzięczam swojej ciężkiej pracy i determinacji. Za bardzo szanuję ten zawód i ludzi, z którymi pracuję, żeby czuć się kimś lepszym. Uważam, że nie robię nic wyjątkowego. Jestem po prostu aktorem. Dla mnie wyjątkowym zawodem jest lekarz, który ratuję życie, czy rolnik, który uprawia ziemię, żebyśmy mieli co zjeść. Cieszę się, że pracuję w zawodzie, który lubię wykonywać.

Kadr z filmu „Fighter”, Fot. mat. prasowe kino Świat

ZOBACZ: Mikołaj Roznerski – Aktor o łobuzerskim spojrzeniu

W czerwcu w Teatrze 6. piętro odbyła się premiera spektaklu „Piękna Lucynda”, gdzie grasz rolę Hrabiego. Jak Ci się pracowało przy tym przedstawieniu?

Próby do spektaklu częściowo pokrywały się ze zdjęciami do „Fightera”. Rano grałem śpiewającego,  Hrabiego, który mówi prozą staropolską, a potem miałem zdjęcia do filmu i grałem męskiego „Pretty Boya” w okularach Dolce Gabana. Żyłem trochę wtedy w takim stanie dysonansu. Miałem nawet rozmowę z reżyserem spektaklu Eugeniuszem Korinem, który powiedział mi, że ciągle widzi w mojej roli  boxera, a nie wrażliwego Hrabiego (śmiech). Problemem dla mnie było znalezienie swobody i giętkości w tej roli. Dopasowaniem się wzrostem w scenach tanecznych, z resztą obsady, która jest niższa ode mnie. W przedstawieniu mam na głowie perukę, jestem cały czas na obcasach, co też utrudniało mi poruszanie się po scenie. Mówienie prozą staropolską, też było dla mnie nie lada wyzwaniem, bo ostatnio grałem nią na drugim roku szkoły teatralnej.

„Piękna Lucynda”, Fot. mat. prasowe teatru

W „Pięknej Lucyndzie” gra plejada wybitnych, polskich aktorów m.in. Hanna Śleszyńska, Magdalena Zawadzka, Krzysztof Tyniec czy Kazimierz Kaczor. Reżyseruje wybitny reżyser. Czego się nauczyłeś od nich podczas pracy przy spektaklu?

Życzę każdemu aktorowi pracy z reżyserem Eugeniuszem Korinem, bo współpraca z nim to jest niezła szkoła dla każdego aktora. Wyczucie jego rytmu, chwytanie tego, co on proponuję i sprostanie jego pomysłom, wymaga od aktora sporo pracy. To jest reżyser, który ma pomysł na każdą postać i na cały spektakl. Cieszę się, że mogłem z nim współpracować.

Masz na koncie też niezwykłą rolę. W Teatrze im. Osterwy w Lublinie zagrałeś prawie dekadę temu w bajce dla dzieci krasnala z miasta. Nie było by w tym nic dziwnego, ale jesteś przecież wysokim mężczyzną, a krasnale są niscy.

To była bajka „O dwóch krasnoludkach i jednym końcu świata”. Grałem krnąbrnego krasnala, który wprowadza w błąd młodą dziewczynkę zagubioną w lesie. Budując te rolę wzorowałem się na ruchu, tańcu Michaela Jacksona. Występowanie dla młodego widza jest szalenie wymagające. Ale miło wspominam pracę przy tym spektaklu.

Hanna Śleszyńska i Mikołaj Roznerski w spektaklu „Piękna Lucynda”, Fot. mat. prasowe teatru

Kiedy powiedziałem koleżankom, że będę z Tobą rozmawiał, mówiły „to ten przystojniak”. Nie denerwuję Cię, że większość osób rozmawia o Twoim wyglądzie, niż twoich rolach?

Jednym się podobam, drugim nie. Pozdrawiam Twoje koleżanki. (śmiech)

Zobacz: Rafał Maślak, Mister Polski 2014: W życiu trzeba mieć cele i marzenia

Jak Ci się układa relacja z synem?

Jestem tatą już prawie 9 latka, który mnie wzrusza za każdym razem. Z jednej strony jestem kochającym tatą, który zrobi dla niego wszystko, z drugiej, mam fajnego kumpla. Ostatnio zrobiliśmy sobie „męski wypad” i pojechaliśmy na Mazury. Pływaliśmy po jeziorze na rowerach wodnych. To był fantastycznie spędzony wspólnie czas.

Chciałbyś, żeby Twój syn został w przyszłości aktorem?

Często zabieram go ze sobą do pracy. Ostatnio, jak go się o to spytałem, powiedział stanowczo, że nie chciałby by być aktorem (śmiech).

A dzieci w szkole, pytają się syna o sławnego tatę?

Zdarza się. Ostatnio wziął plakat „Fightera”, bo chciał dać go swojej koleżance.

To się nazywa „podryw na tatę”?

Tak, dobry patent. (śmiech)

Rozmawiał  Maciej Łukomski

MIKOŁAJ ROZNERSKI – absolwent wrocławskiej filii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie na Wydziale Lalkarskim. Ukończył też studia na Wydziale Teatralnym Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze (DAMU). W latach 2007 – 2011 aktor Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Ma na swoim koncie liczne role filmowe między innymi we: „Supermarket”, „Karuzela”, „Chce się żyć”, „Volta”, „Porady na zdrady”, „Diablo”. Szerokiej publiczności znany jest m.in. z serialu „M jak miłość”, gdzie od siedmiu lat gra rolę Marcina Chodakowskiego. Wystąpił w teledyskach do piosenek: „List” Edyty Górniak i „Krótka historia” Bajmu. Aktora można również zobaczyć w spektaklu „Dwoje na huśtawce” Teatru Gudejko.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.